Możliwe że sama sobie tworzę zmartwienia bo panikuję trochę o wielojęzyczność Misi odkąd zrodził się pomysł w ogóle stworzenia naszego dziecka. Najpierw trafiłam w internecie na formum Emigrantki na kącik mam dwu- i więcej- jezycznych dzieci i myślałam sobie: świetnie! Wrócę jak będzie już jakieś nasze dziecię na świecie. Właściwie to muszę się tam wybrać znowu na poczytanie tego co tam jeszcze dostępne, bo pamiętam że forum się gdzieś przenosiło i chyba starszych wpisów jakoś nie mogłam przeczytać ( jak to pewna mama( Kamila) trzy swoje "myszy" po polsku mówić i pisać nauczyła.
Jak Misia przyszła na świat to jakoś mi było łatwiej do niej po angielsku, bo na codzień wszystkie czułości do męża po takiemu. I tak plątałam polski z angielskim dziecku przez pierwsze jej 6 miesięcy. Mąż z resztą też, po angielsku i francusku. Francuzcy Mamie y Papy mówili do niej po francusku.
Około jej 6-tego miesiąca trafiłam na forum Konferencje Logopedyczne i zapytałam prof. J. Cieszyńską czy to ok czy źle, bo coś mi w głowie świtało, że może lepiej zapytać. No to dostałam odpowiedź, żeby broń Panie nie mówić do dziecka po ang, i przestać zaraz z tym mieszaniem! Wdzięczna jestem za odpowiedź i zaraz się poprawiłam i męża też szybko do pionu ustawiłam i nie było dyskusji. Teraz mi głupio jak przypomnę sobie oglądanie ostatnio filmiku z narodzin Misi, a my do niej jak te dwa barany po angielsku...
To się teraz martwię.. Wyczytałam na multilinguals.pl, że u dwujęzycznego dziecka pierwszy sygnał alarmowy to:
-Do 20 miesiąca życia dziecko zna mniej niż 20 słów w obydwu językach razem.
To Misia ma 13 miesięcy, to mam 7 na to żeby jej pomóc nadrobić.
Na razie ma:
- Da - na daj!
- Nie - nowe słówko i jeszcze nie za każdym razem jak kręci głową. Częściej tylko kręci..
- A - na moje samogłoski domowej roboty z kartonu.
- Zdażyło się (no ze dwa razy), iiiha i uuu (muu)
- Powtarza też jak robi rybka po mnie, ale to chyba nie zalicza się do słów, bo to takie "cmokanie?"
- Jak widzi psa to często wydaje z siebie takie bardzo niskie u u, podejrzewam angielskie woof woof
- ukochała też książeczkę Hu Hu Ha Zima Zła, to w związku z nią też parę razy wydobyło się takie niskim głosem (h)u (h)u u
- Ze żlobka też przyniosła "kla kla" językiem (nie wiem jak to opisać), panie w żłobku wytłumaczyły mi, że tak robią koniki u nich. Misia robiła to jednak tak sobie i wcale nie na konika.
- nene (jak coś chce a do sięgnąć nie może),
Reszta po swojemu i na nic konkretnego. Żeby ona powtarzać chciała...
baba, dada, papapa, mamama, toto, ija ija, jeje, jaja, dedede (jak nas opiernicza :-))
No comments:
Post a Comment