Sunday 31 August 2014

Marzenie

Mam takie teraz marzenie, by mojej rocznej córeczce podarować część mnie, język mamy i kraju z którego pochodzi, tożsamość Polaków, warości; pomóc jej Papie podarować jej jego francuską kulturę i język; i to wszystko w anglojęzycznym otoczeniu, którego też mam nadzieję, że będzie czuła się częścią.

Mam nadzieję, że starczy mi kreatywności i że się w tej kwestii rozwinę, aby moje dzieciątko zachęcać wciąż na nowo, i żeby było przyjemnie i ciekawie.

W trójkę mieszkamy sobie w mieszkanku z widokiem na zielone wzgórza Irlandzkiego Cork.

Moja przygoda z "dwujęzycznością" zaczęła się od wyjazdu na lato do Irlandii w 2005, po czym poszłam do pracy i na studia, i tak mi się jakoś zostało. Pięć lat w Dublinie, gdzie poznałam F., potem Cork. Było i jest mi tu dobrze, jakoś zawsze miałam szczęście do ludzi, choć brakuje słońca i uśmiechu Francji. Miałam tą szanse pomieszkać tam rok, pokonać wreszcie moją barierę językową i zacząć mówić po francusku. Tam też przyszła na świat Misiulka.

Wrociliśmy do Cork jak mała miała 6 miesięcy. Jak miała 8, poszła do tutejszego żłobka, a ja wróciłam do pracy. Lubię moją biurową pracę, spełniam się i uczę się nowych rzeczy. Poza pracą jestem cała dla Misi, jestem mamą. W pracy jestem inną sobą.

Gdyby nie było mi tak dobrze w pracy, gdybym umiała wykorzystać moje prawo jazdy będąc we FR, (od lat kurzyło się w portfelu), może nie wrócilibyśmy. Gdyby Misia nie zaczęła raczkować w 7-mym miesiącu i nie była taka zaradna jak była, gdyby panie żłobkowe nie były takimi cudownymi osobami, pełnymi miłości, może nie dałabym rady oddać dziecka do żłobka. Tak się jednak sprawy potoczyły, że Irlandia obdarzyła mnie i męża możliwością awansu, więc zostajemy na dłuższą chwilę. Jak czytałam Misi wczoraj w Kozie Róży B.Michalca: "(...) bo i Paryż nas udręczy, gdy w kieszeni nic nie brzęczy." Jak zaoszczędzimy to pewnie do Francji wrócimy, tylko w jakiś wielokulturowy region byśmy chcieli, bo jest to już taką częścią nas, że tęsknilibyśmy za tym ogromnie i z żalem.

Zrobił mi się strasznie długi post. Czas wyłonić się z sypialni, nakłaść Misi trochę polskiego dla wyrównania, bo od rana walczy z nią F po francusku, choć słyszałam i "niedźwiedź" :-)