Było ich ze trzy, także hohoho święto!
Myślałam i myślałam, jak to zrobić, żeby otworzyć to kłódeczkę na którą sobie Misia zamknęła tą swoją śliczną buźke i uparcie nie chciała nic powtarzać. No i nic jakoś nie wymyśliłam, to poszłam po rozum do głowy (najpierw google, zaraz po tym na blogi logopedyczne)
1. Znów Dwujezycznosc Blog przyszedł z pomocą, gdzie Ela przecież pisała od czego zacząć, że przecież od tego żebyśmy mówili do dziecka i MY powtarzali za nim. Ela cudny dialog z córcią opisała.
W zasadzie to nawet zapomniałam, że to u Eli czytałam i tak już od jakichś dwóch tygodni staram się jak najwięcej powtarzać za Misią i rzeczywiście, Mała zaczęła więcej po swojemu mówić, ale powtarzać jeszcze nie chciała.
Tak więc kolejnym krokiem było to ,że wzięłam się za samogłoski (z poprzedniego posta), które mieszkają z nami już od jakiegoś tygodnia. Misia co rano i po południu po to pudełko z literkami sięga i tak się walają po podłodze. No i my z F coraz to A! wykrzykujemy. Misia czasem też jakieś A! wypowie.
2, Myślę i myślę dalej, co tu więcej zrobić bo się chyba A oklepało. W jednym z komentarzy na Głosce pod Jak papuga, czyli o powtarzaniu jedna osoba opisała jak ćwiczyła z dzieckiem np. wrzucanie klocków do pojemników z głośnym okrzykiem (np. iiiii!) – i że po 20 okrzykach zdarza się, że dziecko powtórzy delikatnie iii…
No to ja od wczoraj, tłukę Misi O!. Najpierw oglądałyśmy katalog z Ikeii, bo akurat ją strasznie zainteresował, to było ''O! Piłka'' ''Ale okrągła piłka.'' ''A tu co mamy?'' ''Kaczka. Kwa Kwa. Kaczka'' ''O! taka kaczka'' ''O! Tu kaczka'' ''Pokaż kaczkę. Kwa Kwa''. ''O! O! tu kaczka.'' i tak dalej z łóżkami, lampami, zabawkami i co tam było w tym katalogu z prostszych przedmiotów potencjalnie znanych Misi.
Dzisiaj rano słyszę z sypialni (rano F budzi Misie a potem daje jej śniadanko i bawi się z nią, zanim ja przejmę dziecko):
F: O!
Misia: A!
F: O! O!
Misia: A!
F: O! O! OO!
Misia: A! A!
No tłumaczy mu ciągle przecież, jak tej krowie na rowie, że A!, a ten Papa nic nie kuma :)
Aż nie mogłam banana z twarzy się pozbyć jak się rano do pracy szykowałam. Po pierwsze, że F wyraźnie podsłuchuje i przygląda się jak ja to Misi próbuje te samogłoski do głowki nakłaść, i że sam z nią się tak bawi. A po drugie, że przynajmniej znowu więcej Misiowych A! I jak ładnie sobie rozmawiali (no dobra, trochę raczej krzyczeli na siebie).
Potem jak przejęłam Misię dziś rano, to wzięłam wszytkie nasze kartonowe samogłoski i wrzucałam do pudełka, wołając O!, albo OO! i znów O!. A Misia podeszła, wzięła sobie jakąś samogłoske z moich rąk i wrzuca do pudełka. Na co ja oczywiście O!. A Misia kolejną bierze, wrzuca do pudełka i mówi... uwaga uwaga... O! No jakby większej radości dla serca matki nie było, to się cieszę jak głupia. Mamy O!
3. U Głoski, w tym poście o powtarzaniu jak papuga, było też coś, co mi oczy otworzyło bardzo szeroko, że powtarzanie zaczyna się od naśladownictwa ruchu. Napisała, że jak dziecko nie powtarza, to dlatego, że prawdopodobnie nie umie powtórzyć czegoś ruchowego, co jest łatwiejsze niż naśladowanie mowy. I że między innymi dlatego najpierw dzieciaki uczą się chodzić, a dopiero potem mówić zdaniami.
No i przeanalizowałam trochę naśladownictwo Misi, i fakt, że od dłuższego czasu narzekam, że ona machała łapką na papa, i... przestała.. Potem biła brawo, ii... przestała. F nauczył ją przybijać piątkę (jak? Sam nie wie.) no to jeden poranek przybijała, i przestała chcieć.
Ostatnio ukochała taniec i więcej klaszcze. A jak ona tańczy to my więcej jej klaszczemy, więc i pozytywne koło się kręci.
Ale z dużą ilością typowego dla dzieci naśladownictwa ruchowego, z Misią był ten problem, że albo wcale nie chciała powtarzać, albo jej się ''nudziło'' i przestawała. Ale pranie na suszarkę dwa razy wieszala razem z F, tak sama od siebie, więc jak koza mała chce to potrafi.
4. Plan akcji na Misię, żeby mieć (mam nadzieję) wkrótce o nowych postępach Miśki móc pisać:
- Powtarzamy za nia to jej blablanie a potem mowimy cos po normalnemu.
- Na razie będziemy to O! oklepywać przez dwa dni, a potem wrócimy do A!, żeby nie zapomniała i chociaż te dwie samogłoski zagościły się na stałe w jej słowniku. Potem wprowadzimy U albo I.
- Jak nie chce po nas powtarzać to chyba ją spróbuję ''na pacynkę albo na pluszaka'' wziąć, bo jak ostatnio był bunt o mycie zębów, to myłam zęby jej krolikowi (zwierzak z którym śpi) i mały ludzki króliczek tez dziubek w końcu otwierał i dawał ząbki wyszorować. Raz tez karmiłam misia w jej foteliku, bo usiąść zaraza za nic przy stole nie chciała, to tez na AM (słówko moje, Misia jeszcze tak nie mówi) przychodziła..
- Jutro idziemy na pierwsze zajęcia Jo Jingles (lekcje umuzykalniające?) w okolicy. Byłyśmy raz jak Misia miała 7 miesięcy. Tylko patrzyła wtedy i lizać te wszystkie grzechotki chciała, ale pamiętam i 8-miesięczną dziewczynkę, która chodziła na te zajęcia od kilku miesięcy i znała dobrze schemat ''zajęć'' i wiedziała dokładnie jak grzechotką w rytm grzechotać!
Idziemy do nowej grupy dla dzieci od chodzących do 2-latków. Mam nadzieję zobaczyć Misi ruchy taneczne, które tak kocham. Chociaż pewnie na pierwszych zajęciach będzie tylko obserwować, pewnie na drugich i trzecich też, jak ją znam. Ona cwana jest do nas i jak jest sama. Dajcie inne dziecko, to tylko Miśka na to dziecko patrzy i tak stoi.. Zobaczymy czy ją piosenki śpiewane i muzyczna grana w ramach Jo Jingles w ogóle ''rusza'', bo widzę w domu, że nie każda muzyczka z zabawek nakłania ją do tańca.
Na zadanie domowe:
- sprawdzić proponowaną w metodzie krakowskiej kolejność wprowadzania samogłosek.
Odkryałam też, że zabawy samogłoskami powinny odbywać się przy stoliku i trwać z 15 minut.
Samogłoski powinny też być ''dopasowane'' do ''konkretu'' czyli dobranego odpowiednio obrazka:
Najpierw powinno się wprowadzić:
A – pan/ pani/ dziecko ziewa
U - samolot leci (ale u nas bedzie sowa u u)
I – świnka
(NIE należy używać obrazka auta jako odpowiednika litery A. itp.)
W dalszej kolejności:
O – zdziwienie/ zdumienie
E – płaczące dziecko/niemowlę
Y – chłopczyk/ dziewczynka z uniesionymi do góry rękami
- wygrzebać w internecie i nauczyć się jakichś ''zabaw paluszkowych'' i bawić się z Miśką.
- jak się Misi jutro Jo Jingles spodoba, to brać tyłek w troki i się tam aż do Świąt z nią co sobotę wybierać :)
Mi dzieci logopedyczne zaczely powtarzac jak widzialy ze jest po co.mialam takiego pajaca co wyskakiwal jak sie wcisnelo guzik.udawalam ze wyskakzje na moje glosne HOP! (U was by bylo OP!) I ribilam ta z 10 razy.potem podsuealam dziecku pod nos i oni oczywiscie chcialo zeby pajac wyskoczyl. Ale nie mowilo.zabieralam do siebiw pajaca i mowilam.dotad az dziecko widzialo ze pajac wyskakuje na moj glos.Wszystkie dzieci yposzly" na tego pajaca.
ReplyDeleteSprobujcie tupac W rytm mowionych slow.mama mowi cokolwiek sy la ba mi np.po schodacj jak idziecie.
Przepraszam za byle jakie pisanie.z tel.z dzieckiem na reku!
Dziękuję za kolejny świetny pomysł. To jutro idziemy na schody i będę sy la bo wać co tylko mi ślina na język przyniesie. Miśka i tak do schodów ciągnie, a ja zamiast te schody wykorzystać, ciągnęłam ją do windy bo mi się nie chciało tak w górę i w dół (jakoś ciężko nawet na to pierwsze piętro do domu dojść z nią, przez to ciągłe zawracanie). Ale już mi się chce!
DeleteBędę musiała takiego pajaca skądś skombinować.