Mamuś moja przysięga, że wydaje jej się, że Misia jak dziś zobaczyła kruki to powiedziała "bird", a potem w domu przyniosła swojego sandałka z przedpokoju, pokazywała na niego paluszkiem i mówiła "szuszu siuszu". O chulera angielski mi się wdziera!
Jak tylko szczekała po angielsku to jakoś jej byłam w stanie się pogodzić z woof woof. A teraz mam stracha znowu i muszę jakieś polskie słówko z niej wycisnąć.
Ona na ten sandałek "sziu szu" (shoe), ja pytam "masz buty", " gdzie są twoje buty", a dziecko grzecznie pokazuje, że buty które na codzień nosi są w korytarzu.
Oj jutro będziemy ten obrazek domowej roboty ze zdjęciem jej sandałka i tego prawdziwego sandałka przerabiać, że to but a nie tam szuszu. Siu siu jest ok ale w innej kategorii.
Zdaję sobie sprawę, że będzie mieszać języki, ale jeszcze mnie to na razie przeraża.
No comments:
Post a Comment