Thursday, 16 October 2014

Książeczka Niezniszczalka

Z opóźnieniem dołączam do cudownej akcji „Przygody z Książką” autorstwa Dzikiej Jabłoni.  W ramach projektu co dwa tygodnie pojawiać będą się i u mnie wpisy o książkowej tematyce. Z otwartymi ustami oglądam i czytam wpisy innych uczestniczek. Jakież one cuda tworzą i posiadają w swoich biblioteczkach. Znajdziecie je tu.
http://dzikajablon.wordpress.com/2014/09/09/przygody-z-ksiazka-nowy-projekt-blogowy/
Data wpisów na ten tydzień była wyznaczona na wczoraj, a jakoś mi tak wyszło, że o książkach u nas jeden dzień przed i jeden po. Tak w nawiasik. W poprzednim wpisie wspomniałam już o jednej "Książeczce Niezniszczalce"  o Małej Rybce, która praktycznie bez szwanku przetrwała ząbkowanie i całe gryzienie, oblizywanie i ślinienie z jakim się to wiąże. Jest ona jedną z ulubionych, Misi i moich, książek z naszego zbioru.
Dziś o innej (prawie) niezniszczalce.

Wyjęłam z ukrycia książkę, która jest chowana regularnie i powraca co jakiś czas. Upolowałam ją w niskiej cenie od ksiegarni na zamówienie, która dojeżdża do naszego biura, zostawia co jakiś czas z 10 najróżniejszych książek i listę z cennikiem, na której można wpisać swoje zamówienie.
Wersja angielska, ale czytam po polsku przecież. Jak trzeba będzie to angielski tekst zakleję polskim czy coś.

The very funny farm - Jack Tickle - wyd. Magi Publications

http://www.thebookpeople.co.uk/webapp/wcs/stores/servlet/qs_product_tbp?productId=273165&storeId=10001&catalogId=10051&langId=100



Książka niby od trzech lat, Misia miała wtedy 8 miesięcy. Jak wpisywałam się na listę za tą „pop up book”, to mój szef zaraz dodał, że zaraz będzie z tego „tear out book” i koniec. Ale mało wiary miał!
Pop up book – książka „rozkładanka” z przestrzennymi ilustracjami 3D
Tear out book – książka „wyrywanka”



Po pierwsze, moje dziecko nigdy nie jest bez nadzoru (bo mi nigdy nie pozwoli na sekundę wyjść), więc nieraz dostaje zabawkę czy coś innego przeznaczone dla starszych dzieci i takie z ostrzeżeniem o ryzyku połknięcia małych części. I bawimy się nimi razem.
Po drugie, oglądamy książeczkę też razem, więc jak za dużo jest prób wyrywania, albo próba się akurat uda, to chowam książkę, do czasu kiedy zechce mi się ją naprawić. I tu do akcji wkracza taśma klejąca!
Nie wszystkie książki 3D, czy też takie z otwieranymi okienkami da się łatwo naprawić. Wszystko zależy od jakości papieru i „inżynierii papierniczej” – (Autor „paper enginnering” widnieje obok autorów ilustracji i teksu).
Nasza jest  „prawie” niezniszczalna. Zwierzaki mają uszy, nogi, łapy i ogony praktycznie zalaminowane i dalej dają radę.




W tej książce inżynier papierniczy odwalił kawał dobrej roboty, bo nie dość, że zwierzaki są trójwymiarowe, to jak się książkę lekko zamyka, one ożywają i tak: kogut macha skrzydłami, świnka się tarza, mała owieczka skacze podczas gdy jej mama kiwa głową i ogonem, krowa język wyciąga zjadając kwiatek, pieskowi podskakują uczy jak szczeka...
Dwa dni temu znowu naprawiałam ogon i głowę owcy, ucho osła i brzuch świnki. Zazwyczaj czytamy na dobranoc dwie, trzy książeczki (nadrabiam braki z całego dnia, żeby jak najbliżej do 15 min dziennie czytania dobić), ale tym razem czytałyśmy jedną i tylko jedną, bo na każdą moją próbę zamykania ostatniej strony mówiąc "koniec":
Misia: Noooooooooooooo...
No to oglądałyśmy jeszcze ze trzy razy... Przynajmniej dziecko ćwiczy otwieranie stron od lewej do prawej, bo nieraz od tyłu próbuje.
Wczoraj wieczorem jak wyciągnęłam ten zwierzyniec spod poduchy (jakby książka była na widoku to byśmy nigdy do żłobka rano nie wyszły), to Misia z radości piszczała i podskakiwała mi na kolanach!
Zaliczyłyśmy oczywiście "Noooooooooooooo" pare razy, i "No no no no no no" też.
I jak jej ukochany królik ostatnio ciągle, niby przypadkiem, lądował na ziemię z Misiowym „ O o!”, to ta książka z małych rączek jest prawie nie do wyrwania. (Opłacało się powtarzanie O O! w kółko, ach jak fajnie..)
Na co jeszcze książka jest super?:
- uczy dziecko jak delikatnie obchodzić się z książką przez praktykę, z opcją odwracalności zniszczeń
- do nauki nazw zwierząt i wyrażeń dzwiękonaśladowczych,

- do nauki pokazywania części ciała, potem do ich nazywania (kogut u nas ma zawsze nogę, pies ma ucho, łapy i duży nos, krowa ma oko i włosy (no ma grzywę), owca głowę, a osioł to nawet ząbki) – Misia u siebie pokazuje ucho, włosy i ząbki, kiedyś wkładała nam palec do oka i w nos ale przestała.

- na ilustracjach pojawiają się też różne owady: motyle, mrówki, biedronki, muchy i ulubione Misi pszczoły co bzyczą i latają koło ucha, jak mały paluszek na nie pokazuje.

- do nauki o tym co zwierzaki lubią: świnki tarzają się w błocie, małe owieczki skaczą na łące, krowa ze smakiem zjada kwiatek i trawę.

- są na pewno wierszyki po polsku o którychś z tych zwierząt, można tym zalepić angielski tekst. (Aż z ciekawości poszukam w necie i opublikuję jakąś listę może.)
Aż mam ogromną ochotę kupić jeszcze jedną książkę z tej serii.

No comments:

Post a Comment